Grizzly Bear - Shields



Grizzly Bear – Shields
2012, WARP

Pierwsza recenzja muzyczna na tym blogu. To pojadę z najgrubszego kalibru.
Wyobraźcie sobie, że ktoś postanowił nadać nowe życie niemodnym brzmieniom z lat 70-ych, w większości zapomnianym, zakopanym w dalekich kątach półek ze starymi winylami. Yes, Jethro Tull, Wishbone Ash… Te nazwy z archiwum MUZYKI przywodzi mi na myśl to, co robią panowie z Grizzly Bear. Z każdą następną płytą coraz doskonalej. Coraz lepiej i bardziej uzależniająco oddają ducha przeszłości. Nadają nowe znaczenie tamtym brzmieniom. Tworzą nową jakość, z szacunkiem dla przeszłości. Większość echa, jakie przywołują pochodzi z Wysp. A Grizzly Bear z Brooklynu (New York). Amerykański zespół, który brzmi cudownie brytyjsko. Niech Was nie zniechęca ten archaiczny kierunek skojarzeń. To melancholijny powrót do tradycji w absolutnie nowoczesnej formule.
Nowy album Grizzly Bear przy 3-cim słuchaniu powoduje u mnie stopień nasycenia przyjemności słuchania muzyki, jakie trafia się niezmiernie rzadko. Zdecydowanie, płyta zasługująca na miano albumu roku. Przywołując wspomniane brytyjskie skojarzenie – refleksja paradoksalna – gdybym chciał opisać komuś Nowy Jork w sposób zmysłowo-emocjonalny i pokazać, dlaczego tak bardzo kocham to miasto dałbym mu posłuchać „Shields”. Amerykańskie miasto w obrazach amerykańskiej grupy grającej po brytyjsku. Bez słów. Tylko muzyka. Oddaje ducha NYC w genialny sposób. Podobnie jak to miasto, otwiera poczucie nienasycenia światem, ludźmi, zapachami, dźwiękami i obrazami.
A idealnie byłoby pojechać metrem na Coney Island mając w uszach dźwięki z „Shields”… Duchem już tam jestem. Jeśli więc nie byliście w NY, bo brak Wam motywacji do takiej podróży, posłuchajcie tego albumu. Posłuchajcie go też, jeśli jesteście ciekawi jak brzmi genialny pop XXI wieku i jeśli kochacie muzykę, która potrafi wywołać zmysłowe spełnienie.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wydruk

Print Friendly and PDF

Kraków - blog kulinarny